Szczyrk, po pierwsze rozwój

Szczyrk stawia na postęp. Nie traci czasu – pozyskuje środki, przyłącza się do programów rozwoju, wciąż zabiega o nowe inwestycje. Nie stoi w miejscu. I wychodzi mu to na dobre. Właśnie przechodzi okres dojrzewania do zachodnich standardów, stając się miastem naprawdę pięknym, godnym uwagi każdego.

Tą uwagą obdarzyła miasto Unia Europejska. Szczyrk chętnie korzysta z jej środków. Na przestrzeni ostatnich kilku lat wziął udział w wielu projektach i programach unijnych; z dumą prezentuje je wszystkie na założonej specjalnie w tym celu stronie internetowej. Ich lista jest całkiem obszerna. Do tej pory miasto włączyło się do Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Funduszu Społecznego. Zostało też zaliczone do Euroregionu Beskidy. Wydaje się, że w dzisiejszej Europie wejście do tych programów to nic szczególnego – chyba w każdym mieście możemy znaleźć naklejki z dwunastoma gwiazdkami na granatowym tle i napisem „Kapitał ludzki” czy „Program regionalny”. Ale Szczyrk jak niewiele innych miejscowości potrafi z możliwości tych programów skorzystać w pełni. Nic dziwnego, że w roku 2011 został laureatem plebiscytu „Eurogmina Województwa Śląskiego”, otrzymując wyróżnienie za organizację międzynarodowych imprez sportowych. Szczyrk wie, gdzie leżą jego mocne strony i jak wykorzystać ich potencjał.

Ale na tym nie poprzestaje. Po unijne środki sięga także pośrednio. Razem z tak zwaną Beskidzką Piątką wszedł w skład Lokalnej Grupy Działania „Cieszyńska kraina”. To otworzyło przed miastem dostęp do nowego wsparcia ze strony UE, a to w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020, który wspiera właśnie tego rodzaju lokalne inicjatywy. Program jeszcze się nie zakończył (w końcu do roku 2020 pozostało nam wciąż parę lat), ale miasto i jego mieszkańcy pokładają w nim duże nadzieje. Nic dziwnego – Unia już nie raz im się przysłużyła. A wspólna praca z czwórką pozostałych beskidzkich miast pod rozgwieżdżonym szyldem na pewno przyniesie im wszystkim dorodne owoce.

Największą dumą napawa miast powstanie dwóch obiektów sportowych – Centrum Rekreacji oraz ścieżek rowerowo-pieszych. Szczególnie atrakcyjny jest ten pierwszy punkt. Centrum Rekreacji obejmuje crossowy tor rowerowy i trasę narciarstwa biegowego, ale zastosowano tu pomysłowe rozwiązanie: w terenie wyznaczono jeden tor, który zimą służy narciarzom, a latem – rowerzystom. W ten kreatywny sposób stworzono całoroczny obiekt o wielu funkcjach. Na co dzień zaprasza on amatorów i zawodowców szlifujących swoje umiejętności. Od święta organizuje się tu też zawody – zarówno lokalne, jak i międzynarodowe. Oczywiście większość wydatków związanych z powstaniem Centrum pokryła tu Unia Europejska, hojnie dokładając się do budżetu miasta.

To jeszcze nie koniec rozbudowy Szczyrku. Miasto nie ustaje w pracy nad sobą. Nadal ulepsza, szlifuje, udoskonala – co tylko się da. Przemiana wciąż postępuje. Przyjedź i sam zbadaj efekty tej metamorfozy. Kto wie, może sam zainspirujesz się do zmian na lepsze?

Jak sobie pościelesz…, czyli gdzie spałem w Szczyrku

Jako turystyczne i sportowe miasto, Szczyrk bywa przepełniony odwiedzającymi. Największe obłożenie występuje tu zimą, ale latem też przyjeżdża tu wiele osób. Jednak znalezienie tutaj noclegu nie jest aż takim wyzwaniem, jak może się wydawać.

Z pomocą szukającym przychodzi samo miasto. Na stronie www.szczyrk.pl znajdziemy całą zakładkę „Noclegi”, gdzie przedstawiona jest oferta dla turystów indywidualnych i grup zorganizowanych, a także lista ośrodków typu spa&wellness. Możemy zdecydować, czy interesuje nas agroturystyka, schroniska, hotele czy jakiś inny rodzaj zakwaterowania. Grupy zorganizowane wybierają wśród ofert posegregowanych według celu przyjazdu, trochę podobnie jak przyjezdni zorientowani na ośrodki spa.

Jeśli chodzi o hotele, to popularnością cieszy się Hotel Alpin 

. Położony w samym centrum miasta, koło głównego placu, już z zewnątrz prezentuje się bardzo zachęcająco. Pokoje są tu urządzone w jasnych, ciepłych barwach, w każdym znajduje się łazienka z prysznicem. Przy hotelu znajdziemy też uroczą restaurację; jej specjalnością jest kuchnia polska. Hotel oferuje też możliwość przechowywania sprzętu narciarskiego.

Luksusowe wnętrze restauracji przy Hotelu Alpin

Spośród pensjonatów wart polecenia jest Pensjonat Vita , nieco oddalony od centrum Szczyrku, ale za to położony w bezpośredniej bliskości kolejki linowej na Skrzyczne. Taka lokalizacja sprawia, że z okien ośrodka rozpościera się wspaniały widok na Beskidy. Vita dysponuje dostępnym dla gości ogrodem, można tu też wypożyczyć sprzęt do grillowania i wesoło spędzić czas wśród zapachu pieczonego mięsa. To dobry wybór zarówno na sezon letni, jak i zimowy.

Tak Kosajonka wita przybyszów.

Z innych ośrodków, których adresy znajdziemy na stronie internetowej Szczyrku, możemy zaproponować Gospodarstwo Agroturystyczne Kosajonka . To przytulna miejscówka z klasycznym wystrojem, posiadająca własny ogród i plac zabaw. Wszędzie wokół jesteśmy otoczeni pięknymi widokami na góry, bowiem Kosajonka znajduje się aż 800m nad poziomem morza, na zboczu Klimczoka; zimą dojazd tutaj może stanowić prawdziwe wyzwanie. Warto jednak zadać sobie tyle trudu, by tu dotrzeć i spędzić przynajmniej kilka nocy.

 

Klasyką górskich noclegów są oczywiście schroniska. Z tych szczyrkowskich najbardziej znane jest schronisko na Skrzycznem  . Dotrzeć tu nie jest trudno – wystarczy wjechać na szczyt kolejką. Schronisko znajduje się tuż obok górnej stacji. To wspaniała baza wypadowa dla górskich wycieczek, bywa, że zimą mieszkają tu także narciarze. Nigdzie indziej w Szczyrku nie znajdziemy takiego górskiego klimatu, jaki panuje w tym miejscu.

 

Grupy zorganizowane mogą dopasować wybór noclegów do celu swojego pobytu w Szczyrku. Strona oferuje tu cztery grupy: konferencje, zloty, szkolenia i imprezy integracyjne. W każdej z tych kategorii powtarza się jedna propozycja – Hotel Meta Resort & Vine Spa . Oferuje on całą gamę usług: trzy restauracje, centrum odnowy biologicznej, kort tenisowy, basen, a zimą nawet lodowisko i oślą łączkę. W weekendy budzi się tu do życia klub muzyczny. To świetna lokalizacja dla narciarzy: hotel położony jest tak blisko tutejszego ośrodka narciarskiego, że bezpośrednio ze stoku można tu zjechać na nartach.

 

Wśród ośrodków spa, których w Szczyrku znajdziemy aż sześć, warto zwrócić uwagę na Hotel Klimczok Spa&Resort . Możemy tu skorzystać aż z dziewięciu gabinetów spa, trzech basenów, wanny z hydromasażem i sauny, a poza tym z takich rozrywek, jak bilard, piłkarzyki czy kręgielnia. Każdy pokój został wyposażony w łazienkę z wanną oraz minibar; sam wystrój pokoi zachwyca. Przy hotelu znajduje się też restauracja kuchni międzynarodowej oraz pub. Sam hotel jest oddzielony od zgiełku centrum miasta dwoma kilometrami drogi. W tym pięknym ośrodku każdy odnajdzie spokój i odprężenie, oddając się w ręce przyjaznego personelu.

To tylko niektóre z przyjemności, które czekają na gości Hotelu Klimczok

Konkurencję Hotelowi Klimczok robi Hotel Elbrus Spa&Wellness . Tutaj znajdziemy już jedenaście gabinetów odnowy biologicznej, oferujących szeroki wachlarz zabiegów kosmetycznych. Do dyspozycji gości jest też wanna z hydromasażem, prysznic Vichy, sauna na podczerwień, a także zabójcza dla cellulitu endermologia. Hotel posiada także własną restaurację, reklamującą się jako najlepsza restauracja w Szczyrku, oraz lobby bar. Istnieje także możliwość zorganizowania tu konferencji lub szkolenia.

Dla każdego coś miłego. Szczyrkowska oferta noclegowa jest gotowa zaspokoić każdego, nawet najbardziej wymagającego gościa. Znajdzie się tu coś i dla narciarzy, i dla górskich piechurów, i dla poszukujących piękna pań. Nic tylko przyjeżdżać i cieszyć się utęsknionym wypoczynkiem.

Kariera nart w Polsce

Chociaż narty prawdziwą karierę zaczęły robić dopiero przed stu laty, to ich historia sięga znacznie dalej wstecz. Zaczyna się już 5000 lat temu; z tego okresu pochodzą ich pierwsze rysunki, znalezione na skalnych ścianach norweskiego Rødøy. Do Polski zawitały jednak wiele lat później.

Na początku narty były popularne tylko w polskiej wsi. Karpli – bo tak nazywał się sprzęt uznawany dzisiaj za pierwowzór nart – używali górale, żeby zimą nie grząźć w głębokim śniegu. Gdzieniegdzie używało się również nart błotnych. Po wojnie ze Szwecją w XVII wieku Polacy odkryli zupełnie nowy rodzaj nart, pozostawiony tu przez najeźdźców w trakcie ich wycofywania się z kraju. Te narty, w przeciwieństwie do karpli, nie były już połączone poprzecznymi deszczułkami, ale rozdzielone, samodzielne. Równocześnie użycie nart rozpowszechniało się na wschodzie, inspirowane ich wykorzystaniem w sąsiednich krajach. Popularnymi ośrodkami narciarskimi w tych rejonach miały stać się później Wilno i Grodno. Szczególnie wielu narciarzy można było spotkać na ziemi wileńskiej i poleskiej, a także na Białorusi.

Ale narty popadły w zapomnienie już w wieku XVIII. Ponad stulecia było trzeba, żeby Polacy znowu sobie o nich przypomnieli. Wtedy to nadszedł czas pionierów. Pierwszą narciarską wyprawę w góry odbyli w 1891 roku Mariusz Kozłecki i Władysław Kleczyński. Dotarli oni wówczas nad Czarny Staw Gąsienicowy. Żeby jednak rozpowszechnić narciarstwo w szerszych kręgach, trzeba było kolejnego pioniera. Trzy lata po wyprawie Kozłeckiego i Kleczyńskiego w Zakopanem narodził się nowy trend. Do miasta przybył Stanisław Barabasz, razem z nartami i misją. Na początku sprzętem zainteresowali się głównie taternicy, ale pomału zyskiwał on coraz szerszy rozgłos. Zaczęto zakładać organizacje narciarskie, otwierać kluby, organizować wyprawy i kursy. Zaczynała się droga polskiego narciarstwa do szerokiej sławy.

W okresie międzywojennym zainteresowanie nartami stało się masowe. Coraz więcej osób rezygnowało z turystyki narciarskiej, wybierając raczej narciarstwo zjazdowe. Ta tendencja sprawiła, że zaczęto tworzyć ubite trasy, wyciągi i kolejki linowe. Pierwszą wybudowaną u nas kolejką była ta prowadząca na Kasprowy Wierch; zresztą do dzisiaj wozi ona narciarzy i turystów na Turnie Myślenickie. Wkrótce powstały też kolejki w Krynicy i w Zakopanem na Gubałówkę, a także w Kotle Gąsienicowym i w Sławsku. Prace wspomagał swoją działalnością Andrzej Bobkowski – dyrektor okręgu kolejowego w Krakowie, a prywatnie zapalony narciarz.

 

Prace nad narciarską infrastrukturą odżyły po drugiej wojnie światowej (która na szczęście oszczędziła trasy i kolejki wybudowane przed rokiem 1939). W ciągu kilkunastu lat powstała kolejka na Szyndzielnię, Skrzyczne, z Hali Gąsienicowej i Goryczkowej. W latach siedemdziesiątych wzięto się za budowę wyciągów orczykowych, czym zajęły się kopalnie węgla, z inicjatywy Eryka Porąbki; w tym czasie powstało ich ponad sto. W następnej dekadzie pojawiło się też kilka prywatnych wyciągów, ale już nie tak porządnych jak te postawione przez górników. Później, po pewnym regresie, wraz z początkiem lat dziewięćdziesiątych prężne działania w dziedzinie narciarstwa rozpoczęły się na nowo. Wkrótce wprowadzono urządzenia do sztucznego naśnieżania stoków i ratraki, ściągnięte spoza granic kraju, niedostępne przed reformami z 1989 roku. Dokonywano modernizacji istniejących ośrodków narciarskich, budowano też nowe stacje. Wreszcie dzięki dostępowi do nowych technologii możliwe stało się tworzenie kolejnych tras narciarskich także poza rejonami gór, w centralnej i wschodniej Polsce. W 2008 roku liczba kolejek i wyciągów w Polsce przekroczyła liczbę tych posiadanych przez Słowaków, co było powodem niemałej dumy Polaków.

Wraz z rozrostem ośrodków narciarskich rosła też liczba polskich narciarzy. Narciarstwo przestawało być jedynie sportem dla elit, na który mogli sobie pozwolić nieliczni. Nad spopularyzowaniem tej dyscypliny pracowało także Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, wprowadzając Górską Odznakę Narciarską; dzisiaj GON PTTK może się pochwalić byciem odznaką z najdłuższą historią wśród polskich odznak turystycznych. Niestety, odkąd Komisja Turystyki Narciarskiej zrezygnowała z organizacji obozów w górskich schroniskach PTTK, sława tej odznaki nieco przygasła.

 

Nie gaśnie za to entuzjazm narciarzy. Narty w Polsce mają się dobrze. Kto choć raz wybrał się zimą w okolice któregoś z licznych polskich stoków, ten wie, że sportowców tam nie brakuje. Jeszcze długo nie będziemy musieli się martwić o popularność tej dyscypliny.

 

Moda na szaleństwo czyli freeride w Szczyrku

W Szczyrku rozgościła się jakiś czas temu nowa grupa sportowców. To narciarze uprawiający freeride, czyli ekstremalną odmianę jazdy na nartach. Badają górskie bezdroża, poszukując kolejnych zastrzyków adrenaliny. Tutaj znajdują je w kompleksie Czyrna-Solisko.

Ale czym właściwie jest freeride? Niewtajemniczonym wyjaśniamy, że tak nazywa się alternatywną formę narciarstwa, uprawianą poza wytyczonymi trasami. Zjazdy nie należą do najprostszych; narciarz nie może tutaj być pewien terenu, tak jak na ubitych stokach, nie raz musi wykonywać skoki i krótkie loty, kończące się lądowaniem na nieznanym gruncie. Narciarz zabierający się za tę dyscyplinę musi więc posiadać niemałe umiejętności i sporo refleksu. Freeride dostarcza jednak niesamowitych emocji, jakich trudno szukać w tradycyjnym narciarstwie. Nic dziwnego, że w końcu także w Polsce zaczął zyskiwać coraz więcej zwolenników. 

I coraz więcej z nich dociera do Szczyrku. Zwabieni zapewne przez ogrom tutejszego ośrodka narciarskiego i dziewiczość okalających go gór, opuszczają przygotowane trasy, by sprawdzić, czy znajdą się tu dla nich jakieś atrakcje. Znajdują się. W ilościach większych niż oczekiwane; ponoć tereny Skrzycznego i okolic zapewniają niezliczone możliwości zjazdowe. Jednak to nie samo Skrzyczne cieszy się największą popularnością wśród freeride’owców, ale jego mniejszy brat, Małe Skrzyczne. To tutaj można znaleźć najliczniejsze i najciekawsze naturalne trasy. Ponoć dobrze jest rozejrzeć się po tym terenie w towarzystwie jednego z tutejszych narciarzy. To skuteczny sposób na uzyskanie sprawdzonych informacji o przebiegu i jakości linii oraz o niespodziankach, jakie się tam kryją. Odbiera to jednak dreszczyk emocji, obecny przy samodzielnym przeszukiwaniu stoków. A przecież właśnie o ten dreszczyk chodzi w całej zabawie.

Tym, którzy nie przepadają za zapuszczaniem się na dzikie trasy bez żadnej informacji na ich temat, nieco podpowiemy. Miłośnicy freeride’u lubią badać szlaki wzdłuż „Golgoty” w rejonie Soliska, trasy bardzo popularnej, ale i trudnej. Teren jest tu stromy, ale i dość lesisty; narciarz musi wykazywać się tu dużą spostrzegawczością i skupieniem, co skutkuje spowolnieniem całej jazdy. Prędkości można nabrać nieco niżej, tam, gdzie Golgota zaczyna kierować się do Malinowa. Tutaj las staje się rzadszy, a nachylenie nadal jest całkiem spore. Po dotarciu na dół nietrudno dotrzeć do dolnej stacji wyciągu, który zabierze nas z powrotem na Małe Skrzyczne; wystarczy trzymać się wytyczonej tutaj ścieżki. Atrakcje czekają też na ekstremalnych narciarzy nieco wyżej, wzdłuż trasy na Julianach. Las, który trzeba tu pokonać, jest o wiele mniej gęsty, ale i stok staje się tutaj mniej stromy. Ta linia także kończy się na dróżce wiodącej pod wyciągi.

 

Interesujące zjazdy można też znaleźć wzdłuż prawego brzegu trasy położonej w innej partii kompleksu SON, „Bieńkuli”. Aby się z nimi zapoznać, narciarz musi przenieść się do Czyrnej. Tutejsze tereny są dość zróżnicowane – na stromych stokach potrafią znienacka pojawić się polany, gdzieniegdzie natkniemy się także na wzniesienia wprost stworzone do niskich lotów. Bieńkula i jej okolice wymagają jednak bardziej intensywnych badań, żeby móc skorzystać z wszystkich jej uroków. To propozycja dla cierpliwych i obdarzonych dobrą orientacją w terenie.

Stoki Kopy Skrzyczeńskiej aż proszą się o dziki zjazd.

Ale najwięcej adrenaliny zapewnia zjazd z Kopy Skrzyczeńskiej. Niełatwo do niego dotrzeć, bo jest nieco oddalony od górnej stacji kolejki na Małym Skrzycznem (większego kawałka drogi nie da się pokonać zjeżdżając), a i niełatwo go pokonać. Często ciężko jest tu z widocznością, a i sam zjazd sprawi problem, jeśli trasa nie została przykryta odpowiednio grubą warstwą śniegu. Drzew jest tu niewiele, a sam stok jest całkiem stromy. Po drodze natykamy się na zagajnik, ale ominięcie go nie powinno być wyzwaniem. Dalej narciarza czeka już prosta droga leśną trasą do Malinowa. Wart spenetrowania jest zresztą cały ten wycinek stoku między Małym Skrzycznem a Kopą. Głodny wrażeń freeride’owiec znajdzie tu całą kolekcję szalonych tras, które aż proszą się o przejazd.

 

Szczyrkowski ośrodek oczywiście na tym się nie kończy. Tras do freeride’u możemy z powodzeniem szukać także wśród innych tutejszych szczytów. Wokół stoków Skrzycznego kryje się kilka ciekawych szlaków, jeszcze dzikszych niż te na Małym Skrzycznem. Z tych najbardziej dziewiczych trudniej jest się jednak dostać z powrotem do wyciągów. Jeśli jednak jesteśmy gotowi na dłuższe spacery, to warto zapuścić się także w te rejony. W końcu co to za wizyta w Szczyrku, jeśli nie zjechało się ze szczytu najwyższego z tutejszych wzniesień? 

Freeride w praktyce.

Wybierając się do Szczyrku, musimy być czujni. Szczyrkowski Ośrodek Narciarski położony jest w dość wysokich partiach Beskidów. Może się zdarzyć, że na niższych wysokościach nie uświadczymy ani płatka śniegu, a tutaj trafimy na gęste opady. Żeby nie puścić dobrej okazji do wyśmienitych zjazdów, trzeba pilnie śledzić prognozy pogody oraz internetowe kamerki, na żywo ukazujące stan interesujących nas stoków. Na stronie internetowej www.szczyrkowski.pl znajdziemy zarówno takie kamerki, jak i aktualne informacje dotyczące warunków pogodowych na stoku. Warto skorzystać z tej pomocy, żeby z jednej strony nie przegapić dobrego dnia na zjazdy, a z drugiej – nie wyprawić się w góry na darmo.

 

Freeride dąży do wolności, do ucieczki z wyznaczonych tras i poszukiwania własnych szlaków. Nie ma tu miejsca na gotowe drogi, do których każdy ma dostęp. Freeride goni za czymś więcej – odkrywczością, oryginalnością, przełamywaniem schematów. Dlaczego by nie spróbować przełamać ich na szczyrkowskich trasach? Powodów brak. Szczyrk zaprasza do przekraczania granic.

Nie tylko sportem Szczyrk żyje

Szczyrk to jedno z tych beskidzkich miast, o których chyba każdy słyszał. Wymieniamy je myśląc o górach, nartach czy pieszych wycieczkach. Górscy bywalcy wiedzą, że przebiega tu kilka szlaków turystycznych, że znajduje się tu wiele tras narciarskich, i że zawsze znajdzie się tu jakieś gościnne miejsce na nocleg, zarówno w sezonie, jak i przez resztę roku. Jednak mało kto potrafi powiedzieć, co możemy zobaczyć w samym mieście. Co wyróżnia Szczyrk pośród pozostałych popularnych górskich kurortów? Co możemy tutaj zwiedzić, odkryć, zobaczyć? Zapuśćmy się na chwilę do samego miasta i rzućmy okiem na jego atrakcje.

Docierając do Szczyrku, zwykle lądujemy na jego centralnym szlaku – ulicy Beskidzkiej. Chociaż bywa przeładowana samochodami, to jednak warto poświęcić trochę czasu na przespacerowanie się wzdłuż jej biegu. Usadowiło się tu mnóstwo góralskich knajpek, sklepików z regionalnymi pamiątkami (obowiązkowym towarem każdego kramu są oczywiście ciupagi, kolorowe góralskie chusty w kwiaty i rzeźbione w drewnie ozdoby), serwisów narciarskich oraz turystycznych pensjonatów. Co krok napotykamy stragany z oryginalnymi górskimi wyrobami, przede wszystkim z oscypkami – oryginalnymi, „nieoszukanymi” owczymi serkami, specyficznymi w kształcie i smaku, serwowanymi na surowo lub z grilla, solo bądź w towarzystwie żurawiny. Wizyta w górach nie jest kompletna, jeśli nie zje się chociaż jednego z tych przysmaków.

Od ulicy Beskidzkiej możemy odbić w stronę Placu świętego Jakuba, przyozdobionego cieszącą oczy fontanną i ławeczkami, zachęcającymi do spędzenia na nich chociaż paru chwil. Plac został dość niedawno wybudowany w miejscu dawnego dworca autobusowego. Ma pełnić rolę miejskiego deptaka i trzeba przyznać, że sprawdza się w niej znakomicie. Strudzeni turyści znajdą na nim chwilę odpoczynku, niedzielni spacerowicze odsapną tu po tygodniu pracy. Chętnie bawią się tu i jeżdżą na rolkach szczyrkowskie dzieci. Plac łączy się bezpośrednio z mocno uczęszczaną ścieżką rowerowo-pieszą, biegnącą wzdłuż rzeki Żylicy. Ścieżka ta ma jednak służyć nie tylko rowerzystom – zimą chętnie korzystają z niej także sportowcy uprawiający narciarstwo biegowe. Ciągnie się ona od Urzędu Miasta, obok placu i skoczni „Skalite”, aż do Centralnego Ośrodka Sportu. Trasa jest bardzo przyjemna, nie da się nią szybko znużyć.

Szczyrk może pochwalić się także kilkoma perełkami architektury sakralnej, o którą w tym mieście naprawdę się dba. Najważniejszym miejscem kultu religijnego jest tutaj Sanktuarium Matki Boskiej Szczyrkowskiej „Na górce”. Zostało ono wybudowane w miejscu, gdzie w 1894 roku dwunastoletniej dziewczynce miała objawić się Maryja. Podobno podczas budowy kościoła z pobliskiej skały wytrysnęło cudowne źródło; obecnie kryje się ono w Grocie Matki Boskiej. Jednak za najciekawszy zabytek architektoniczny Szczyrku uznaje się inną świątynię, a mianowicie Sanktuarium Św. Jakuba – najstarszy tutejszy kościół. Wybudowany ponad dwa wieki temu, został zmodernizowany w latach 1937-1939. W 2011 został też wyniesiony do rangi Sanktuarium. W środku wciąż można podziwiać oryginalny wystrój z 1800 roku (uwagę zwracają przede wszystkim chrzcielnica i ambona), a także wspaniały wizerunek patrona świątyni, namalowany na początku XVII wieku.

 

W centrum miasta, przy Żylicy, znajdziemy też uroczą murowaną kapliczkę, datowaną na okolice roku 1830. Zwie się ją kapliczką u Walczaków, od nazwiska właściciela roli, na którym została postawiona. Niegdyś w tym miejscu odbywały się msze święte, prowadzone przez jezuickich misjonarzy, którzy w tych rejonach prowadzili działalność chrystianizacyjną. Dźwięk jej dzwonu odzywał się dawniej na ostatnie pożegnanie mieszkańców Szczyrku. Niedawno kapliczka została pięknie odnowiona i aż prosi się o odwiedziny.

 

Miłośnikom sztuki na pewno przypadnie do gustu Beskidzka Galeria Sztuki. Chlubi się ona byciem największą prywatną galerią sztuki współczesnej w tej części Polski. Poza stałą wystawą prac zaprzyjaźnionych artystów organizuje ona liczne koncerty, warsztaty, wykłady i inne kulturalne imprezy. Każda artystyczna dusza z pewnością wyjdzie stąd oczarowana.

 

Już po tym krótkim przeglądzie lokalnych atrakcji możemy stwierdzić, że Szczyrk to nie tylko miejsce dla sportowców. Otwiera on swoje ramiona także dla pozostałych turystów, szukających w mieście chwili wytchnienia, kontaktu z kulturą, czy po prostu tej atmosfery – swojskiej, radosnej, gościnnej, wręcz wymarzonej na wakacyjny wyjazd. Ciebie także na pewno oczaruje. Wystarczy, że dasz mu na to szansę.

 

Linki:

http://www.mojeurlopy.pl/upload/object/1284/images/4aba7fb325a046a5f440bda37f0e2f73.jpg

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/Szczyrk.2.jpg

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/5e/Kapliczka_Szczyrk_431.JPG

Szczyrkowskie skocznie czyli gdzie wzlatują Orły w Szczyrku

Mówi się, że polskim sportem narodowym jest piłka nożna. Wiele osób uważa jednak, że za takowy powinno się raczej uważać siatkówkę; nasi siatkarze i siatkarki mają na swoich kontach o wiele więcej sukcesów niż piłkarze, a i zagorzałych fanów im nie brakuje. Ale jest jeszcze jedna dyscyplina, w której Polacy mają twardą reprezentację. Boom na nią rozpoczął się parę ładnych lat temu, kiedy pewien sportowiec z Wisły zaczął odnosić w niej szereg sukcesów, zarówno w kraju, jak i na konkursach o szerszym zasięgu. Dziś Adam Małysz już nie lata, po sezonie 2010/2011 postanowił zamienić narty na cztery kółka. Ale zapał wielbicieli skoków narciarskich nie gaśnie. Nie brakuje nam też skoczków. No i skoczni, oczywiście.

 

A w samym Szczyrku znajdziemy ich cały rozbudowany kompleks. Skalite rozpoczęła swoją karierę w Walentynki roku 1937, kiedy to zorganizowano na niej pierwsze zawody. Niedługo, bo już w 1948, doczekała się modernizacji, celem przygotowania do narciarskich mistrzostw Polski. To otworzyło przed sportowcami nowe możliwości – odtąd skoczek był w stanie pokonać tu dystans już nie 40, ale 70 metrów. W 1952 roku rekord skoku pobił tu Antoni Wieczorek, osiągając 63,5m; wkrótce o 4,5m miał go przeskoczyć Aleksander Kowalski. Kolejna przebudowa miała miejsce około trzydziestu lat później; chciano, by Skalite przypominała skocznię olimpijską, taką jak ta w Holmenkollen. Po tym zabiegu rekord skoczni został Polakom odbity przez Niemca, Axela Zitzmanna, któremu udało się polecieć na 86,5m. W 1999 roku sukces powrócił jednak w polskie ręce: rekord skoczni pobił wówczas Krystian Długopolski, osiągając aż 93,5m. Lot tej samej długości odbył również legendarny już polski skoczek, Adam Małysz, w roku 2005.

Ale i tych zmian było właścicielom kompleksu mało. Dla dostosowania jej do wymogów Mistrzostw Świata Juniorów, które miały się tu odbyć w lutym 2008, w latach 2007-2008 Skalite została ponownie zmodernizowana. Nieoficjalny rekord skoczni osiągnął tu Piotr Żyła (102m), wkrótce pokonany na inauguracji skoczni podczas Pucharu FIS przez Łukasza Rutkowskiego (104m). Żyła nie dał jednak za wygraną i dzień po Rutkowskim „przeskoczył” jego rekord o pół metra. W kolejnym sezonie obok głównego obiektu dobudowano nieco mniejszy, o punkcie K zlokalizowanym na 70 metrze (główna skocznia to, od jej ostatniej przebudowy, K-95); pierwszy rekord pobił tutaj kolejny polski skoczek, Andrzej Gąsienica, skacząc na 69,5m. Kompleks uzupełniono później jeszcze o jedną, mniejszą skocznię – K-40, otwartą latem 2010 roku. Taki właśnie zestaw można dziś oglądać w Szczyrku: trzy siostrzane obiekty kompleksu Skalite, kolejny z narciarskich skarbów miasta Szczyrk. 

Ale na tym nie kończy się kolekcja szczyrkowskich skoczni. Mało kto wie, ale do Centralnego Ośrodka Sportu-Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Szczyrku należy jeszcze jeden obiekt, który jednak wcale nie znajduje się na terenie tego miasta. COS-OPO jest także właścicielem skoczni zlokalizowanej w sąsiedniej Wiśle, dokładniej w Wiśle-Malince. Skocznia narciarska im. Adama Małysza jest większa niż główny obiekt w Szczyrku. Punkt konstrukcyjny K-120 czyni ją, wraz z Wielką Krokwią w Zakopanem, tak zwaną skocznią dużą. Do użytku została oddana w 2008 roku. Oficjalne otwarcie nastąpiło wraz z rozpoczęciem Letnich Mistrzostw w skokach narciarskich. Cały konkurs zakończył się z rekordem skoczni ustanowionym przez Marcina Bachledę na długości 133,5m (prześcignął on Adama Małysza, który dzień wcześniej osiągnął tutaj odległość o metr krótszą). Wcześniej, na tydzień przed tymi zawodami, nieoficjalny rekord nowej skoczni legł pod nartami Piotra Żyły – miał on skoczyć na 129m lub 130m (media nie były zgodne co do tej informacji, a sam skok nie był oficjalnie mierzony). Rekord Bachledy wyrównał w 2010 roku młody skoczek Kamil Stoch, w kwalifikacjach do pierwszego LGP. W roku 2013 wiślańska skocznia po raz pierwszy miała zaszczyt gościć na swoim terenie zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich. Podczas kwalifikacji do tego konkursu pobity został aktualny oficjalny rekord skoczni: na 139m odleciał tu wtedy Stefan Kraft. Nie był to jednak najdłuższy skok oddany jak do tej pory w Malince; w czasie Pucharu Świata 2014 słoweński skoczek Peter Prevc osiągnął tu 140,5m. Niestety, wynik ten nie mógł stać się nowym rekordem skoczni, gdyż skok był podparty. 

Do tego, że skoki narciarskie mają w Polsce mocne zaplecze i silną reprezentację, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Kto jednak nie wierzy, powinien sam udać się pod szczyrkowskie skocznie. Przy odrobinie szczęścia uda mu się trafić na trening młodych skoczków, wzlatujących w górę nad tymi wspaniałymi obiektami. Czyż na taki widok serce nie chciałoby pofrunąć?