Kapele ze Szczyrku na góralską nutę

Kto tylko pobieżnie przyjrzy się Szczyrkowi, ten może pomyśleć, że miasto jest zainteresowane jedynie sportami zimowymi i turystyką górską. Nic bardziej mylnego. Nadstawmy uszu i wytężmy wzrok, a poznamy jeszcze jedną dziedzinę, którą zajmują się tu ludzie – góralski folklor.

A zajmują się nią nie od dziś. Pierwsza szczyrkowska kapela góralska powstała w roku 1965 i działa do dziś. Dumna nazwa „Regionalny Zespół Pieśni i Tańca Ondraszek” brzmi znajomo dla większości mieszkańców Szczyrku. I nie tylko dla nich. Kapela jest bowiem znana także w innych miastach Polski, a nawet Europy! „Ondraszek” koncertuje i bierze udział w licznych konkursach w kraju i za granicą. Może pochwalić się takimi osiągnięciami, jak Brązowe Serce Żywieckie na Festiwalu Górali Polskich w Żywcu czy nagrody na festiwalach Nijmegen (Holandia) i w Suze (Włochy). Otrzymał też Honorowy Dyplom Ministra Kultury i Sztuki. Ale powiedzmy parę słów o samej kapeli. Jej siedziba znajduje się w Miejskim Ośrodku Kultury Promocji i Informacji w Szczyrku. Tutaj spotykają się i ćwiczą członkowie wszystkich jej grup: dziecięcej, młodzieżowej i dorosłej. A co takiego ćwiczą? Przede wszystkim tańce górali żywieckich i śląskich, ale w swoim repertuarze mają także Krakowiaka i Taniec Zbójnicki, a także różne widowiska i inscenizacje. Zespół organizuje też Biesiadę Góralską; ta wesoła impreza to żywiołowa mieszanka tańca, muzyki i zabaw, do których artyści wciągają widzów. Zobaczenie występu „Ondraszka” powinno być wpisane na listę życzeń każdego miłośnika kultury ludowej i folkloru.

Sławę „Ondraszka” od trzydziestu lat próbuje dogonić kolejna ze szczyrkowskich kapel – Regionalny Zespół „Klimczok”. On również łączy ludowych artystów w trzy grupy wiekowe. Prezentuje tańce i pieśni górali żywieckich, śląskich i ze Skalnego Podhala, ale także polskie tańce ludowe, takie jak krakowiak czy mazur. Dźwięki skrzypiec, akordeonu i okaryn nie raz już pobrzmiewały na zagranicznych scenach. Do tej pory „Klimczok” wystąpił między innymi na „Dniach Muzyki Polskiej” w Saint Raphael (Francja) i „1000-leciu Węgier”. Oczywiście daje też koncerty w granicach ojczystego kraju. 

Kapel ze Szczyrku jest dużo więcej, a każda ma swój unikalny charakter i tradycję. Kapela Antoniego Gluzy reklamuje się jako „jedna z najlepszych kapel góralskich w rejonie Beskidów”; wykonuje zarówno muzykę górali polskich, jak i słowackich. „Hajduk” chwali się różnorodnością – poza muzyką góralską kapela wykonuje także szeroko pojętą muzykę rozrywkową. W brzmieniu „Hory” usłyszymy nietypowy instrument, jakim są węgierskie cymbały, niespotykany dodatek do typowego góralskiego składu. Są też „Muzykanty”, „Zbójnicy”… lista nie kończy się prędko. 

Kapela Antoniego Gluzy.

Warto rozejrzeć się w Szczyrku za koncertem którejś z tutejszych kapel. W końcu muzyka łagodzi, ale też przybliża nam różne obyczaje – te, o których wiemy mało lub często zgoła nic. A kto wie, może wpadnie nam w ucho skoczna melodia, zapomniana przed laty, a zasłyszana niegdyś na rodzinnej wycieczce w góry…

Turystyczna ekstrawagancja

Czy turysta może być gadżeciarzem? Nie z tym nam się kojarzy. Raczej z wymiętą koszulką, chustką na szyi i kijem w ręce. W tym obrazku ciężko znaleźć miejsce na gadżety. Ale i dla turysty jakieś się znajdą. Oto przegląd kilku z nich, które mogą przypaść piechurowi do gustu.

Na pierwszy ogień idzie niepozorny dodatek do stroju wędrowca, jakim jest… kaptur. Tak, sam kaptur. Mniej oklepany niż chusta wielofunkcyjna (która jest na tyle popularna, że trudno ją nazwać gadżetem), a za to bardziej uniwersalny. Wykonany z polaru kaptur poza głową chroni także szyję. Świetnie nadaje się na jesienne i przedwiosenne wyprawy, kiedy potrafi zawiać zimny wiatr.

Wędrowiec ucieszy się także z latarki czołowej. Niektórym może wydać się zbędna, bo przecież kto spaceruje w nocy? Ale w jesienne dni, kiedy wieczór potrafi nadejść szybciej niż się spodziewamy, jej pomoc jest nieoceniona. Każdy turysta powinien nosić ją przy sobie, na wszelki wypadek.

Takim scyzorykiem nie pogardziłby Bear Grylls.

Uniwersalnym gadżetem będzie też wielofunkcyjny scyzoryk, wyposażony w ostrza różnej wielkości i różne inne przyrządy. Im większy scyzoryk, tym więcej ma funkcji, ale zbyt duży przyrząd będzie dla turysty nieporęczny, a do tego zajmie dużo miejsca w plecaku. Nie nie zmylą nas pozory – to nie jest zabawka tylko dla chłopców! Turystkom również przyda się taki sprzęt.

Nie każdy piechur go posiada, a każde może się przydać. Mowa tu o jednodniowym plecaku, który świetnie nadaje się na krótkie wypady. Plecak pojemności 10l jest mały, zmieści się do niego zaledwie kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Warto jednak mieć taki pod ręką, gdy wybieramy się tylko na niedługi górski spacer.

Do jednodniowego plecaka idealnie zmieści się składana kurtka przeciwdeszczowa. Po zwinięciu chowa się ją do jej własnej kieszeni. Taki pakunek jest naprawdę mały, bez trudu schowa się nawet w niewielkim plecaku. Kurtka przyda się na krótkie spacery w niepewnej pogodzie.

Wędrowcom, którzy preferują dłuższe podróże, może się przydać bateria słoneczna, dzięki której naładują akumulatory paluszki lub telefon. Taki współczesny dodatek może okazać się niezbędny – w końcu to z telefonu korzystamy w górach, by wezwać na pomoc ratowników GOPR. Praktyczny, pomocny gadżet dla długodystansowców.

Na dłuższe wycieczki warto zabrać też kilka innych gadżetów. Jak choćby składany kubek, złożony z teleskopowych części, które możemy schować jedne w drugie. Dzięki temu kubek nie zajmuje dużo miejsca; zmieści się nawet do najmniejszej kieszonki.

Tak poskładany kubek zmieści się wszędzie.

Podobnym udogodnieniem jest zestaw ultralekkich naczyń, składanych jedno w drugie. W plecaku zajmie on tyle miejsca, ile jeden garnek, taka będzie też jego waga. Różni producenci proponują też różne komplety naczyń, odmienne od siebie przede wszystkim ze względu na liczbę elementów. Wędrowiec może wybrać taki zestaw, jaki będzie dla niego najbardziej użyteczny.

Czy na dłuższe wędrówki, czy na krótsze – każdy turysta chętnie weźmie ze sobą kilka gadżetów. Przy najbliższej okazji spraw mu w prezencie któryś z nich. Na pewno będzie wdzięczny.

Kariera nart w Polsce

Chociaż narty prawdziwą karierę zaczęły robić dopiero przed stu laty, to ich historia sięga znacznie dalej wstecz. Zaczyna się już 5000 lat temu; z tego okresu pochodzą ich pierwsze rysunki, znalezione na skalnych ścianach norweskiego Rødøy. Do Polski zawitały jednak wiele lat później.

Na początku narty były popularne tylko w polskiej wsi. Karpli – bo tak nazywał się sprzęt uznawany dzisiaj za pierwowzór nart – używali górale, żeby zimą nie grząźć w głębokim śniegu. Gdzieniegdzie używało się również nart błotnych. Po wojnie ze Szwecją w XVII wieku Polacy odkryli zupełnie nowy rodzaj nart, pozostawiony tu przez najeźdźców w trakcie ich wycofywania się z kraju. Te narty, w przeciwieństwie do karpli, nie były już połączone poprzecznymi deszczułkami, ale rozdzielone, samodzielne. Równocześnie użycie nart rozpowszechniało się na wschodzie, inspirowane ich wykorzystaniem w sąsiednich krajach. Popularnymi ośrodkami narciarskimi w tych rejonach miały stać się później Wilno i Grodno. Szczególnie wielu narciarzy można było spotkać na ziemi wileńskiej i poleskiej, a także na Białorusi.

Ale narty popadły w zapomnienie już w wieku XVIII. Ponad stulecia było trzeba, żeby Polacy znowu sobie o nich przypomnieli. Wtedy to nadszedł czas pionierów. Pierwszą narciarską wyprawę w góry odbyli w 1891 roku Mariusz Kozłecki i Władysław Kleczyński. Dotarli oni wówczas nad Czarny Staw Gąsienicowy. Żeby jednak rozpowszechnić narciarstwo w szerszych kręgach, trzeba było kolejnego pioniera. Trzy lata po wyprawie Kozłeckiego i Kleczyńskiego w Zakopanem narodził się nowy trend. Do miasta przybył Stanisław Barabasz, razem z nartami i misją. Na początku sprzętem zainteresowali się głównie taternicy, ale pomału zyskiwał on coraz szerszy rozgłos. Zaczęto zakładać organizacje narciarskie, otwierać kluby, organizować wyprawy i kursy. Zaczynała się droga polskiego narciarstwa do szerokiej sławy.

W okresie międzywojennym zainteresowanie nartami stało się masowe. Coraz więcej osób rezygnowało z turystyki narciarskiej, wybierając raczej narciarstwo zjazdowe. Ta tendencja sprawiła, że zaczęto tworzyć ubite trasy, wyciągi i kolejki linowe. Pierwszą wybudowaną u nas kolejką była ta prowadząca na Kasprowy Wierch; zresztą do dzisiaj wozi ona narciarzy i turystów na Turnie Myślenickie. Wkrótce powstały też kolejki w Krynicy i w Zakopanem na Gubałówkę, a także w Kotle Gąsienicowym i w Sławsku. Prace wspomagał swoją działalnością Andrzej Bobkowski – dyrektor okręgu kolejowego w Krakowie, a prywatnie zapalony narciarz.

 

Prace nad narciarską infrastrukturą odżyły po drugiej wojnie światowej (która na szczęście oszczędziła trasy i kolejki wybudowane przed rokiem 1939). W ciągu kilkunastu lat powstała kolejka na Szyndzielnię, Skrzyczne, z Hali Gąsienicowej i Goryczkowej. W latach siedemdziesiątych wzięto się za budowę wyciągów orczykowych, czym zajęły się kopalnie węgla, z inicjatywy Eryka Porąbki; w tym czasie powstało ich ponad sto. W następnej dekadzie pojawiło się też kilka prywatnych wyciągów, ale już nie tak porządnych jak te postawione przez górników. Później, po pewnym regresie, wraz z początkiem lat dziewięćdziesiątych prężne działania w dziedzinie narciarstwa rozpoczęły się na nowo. Wkrótce wprowadzono urządzenia do sztucznego naśnieżania stoków i ratraki, ściągnięte spoza granic kraju, niedostępne przed reformami z 1989 roku. Dokonywano modernizacji istniejących ośrodków narciarskich, budowano też nowe stacje. Wreszcie dzięki dostępowi do nowych technologii możliwe stało się tworzenie kolejnych tras narciarskich także poza rejonami gór, w centralnej i wschodniej Polsce. W 2008 roku liczba kolejek i wyciągów w Polsce przekroczyła liczbę tych posiadanych przez Słowaków, co było powodem niemałej dumy Polaków.

Wraz z rozrostem ośrodków narciarskich rosła też liczba polskich narciarzy. Narciarstwo przestawało być jedynie sportem dla elit, na który mogli sobie pozwolić nieliczni. Nad spopularyzowaniem tej dyscypliny pracowało także Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, wprowadzając Górską Odznakę Narciarską; dzisiaj GON PTTK może się pochwalić byciem odznaką z najdłuższą historią wśród polskich odznak turystycznych. Niestety, odkąd Komisja Turystyki Narciarskiej zrezygnowała z organizacji obozów w górskich schroniskach PTTK, sława tej odznaki nieco przygasła.

 

Nie gaśnie za to entuzjazm narciarzy. Narty w Polsce mają się dobrze. Kto choć raz wybrał się zimą w okolice któregoś z licznych polskich stoków, ten wie, że sportowców tam nie brakuje. Jeszcze długo nie będziemy musieli się martwić o popularność tej dyscypliny.

 

Na nartach Szczyrk się nie kończy.

Myślałeś, że Szczyrk to tylko punkt na trasie pieszych wycieczek? Że tylko zimą odżywa, żeby ugościć narciarzy? Byłeś w błędzie. Może i są to główne powody, dla których do miasta zjeżdżają się sportowcy. Ale na pewno nie jedyne. Bo Szczyrk ma dużo więcej do zaoferowania.

Skończyły się czasy, kiedy miasto skupiało się tylko na sezonowych amatorach sportów zimowych, którzy okupywali je tylko przez kilka miesięcy w roku. Teraz otwiera ono swoje ramiona dla wszystkich, także zwyczajnych spacerowiczów – od stycznia do grudnia. Dlatego niedawno pod Urzędem Miejskim rozpoczęła swój bieg odnowiona ścieżka rowerowo-piesza. Wije się ona wzdłuż rzeki Żylicy, prowadząc aż do Buczkowic, gdzie łączy się z tamtejszą trasą rowerową. Idąc jej torem mijamy inne sportowe punkty miasta, takie jak skocznia narciarska „Skalite” czy Centralny Ośrodek Sportu. Ścieżka daje mieszkańcom Szczyrku coś, o co w innych miastach często toczą się wieloletnie wojny między ludem a władzą – miejsce do jazdy na rowerze. I to jakie miejsce! Zadbane, odnowione, dobrze wykonane (ileż to w innych miastach widzi się byle jakich ścieżek rowerowych, gdzie rower ledwo się mieści…), sensownie połączone z innym rowerowym szlakiem. Grzech nie jeździć. Zimą ze ścieżki korzystają także wszechobecni narciarze, uprawiający narciarstwo biegowe. W deptak tchnięto nowe życie, a on odwdzięcza się za to powabem.

Dla rowerzystów Szczyrk przygotował szerszą ofertę. Poza deptakiem nad Żylicą przez miasto przebiega kilka tras rowerowych, długości od ośmiu do czternastu kilometrów. Dla rowerzystów lubiących podziwianie w czasie jazdy uroków krajobrazu idealny będzie szlak niebieski wokół Skalitego oraz szlaki czerwone – Magura i Skrzyczne. Ale uwaga! Trasa na Skrzyczne wymaga od kolarza niemałej kondycji. Zresztą drugi z czerwonych szlaków także nie jest przesadnie łatwy; wiedzie przez Osiedle Podmagura aż na Klimczok. Trasy jednak odpłacają się jednak widokami na Beskidy i ich pasma. Za poniesiony trud można też nagrodzić się chwilą odpoczynku w schronisku na Skrzycznem i Klimczoku. Rowerową wycieczkę możesz zaplanować też po szlaku żółtym, wiodącym z centrum Szczyrku na Beskidek, lub po nieco krótszym szlaku niebieskim, który prowadzi wśród osiedli położonych w wyższych partiach miasta. Czego nie wybierzesz – wycieczka na pewno będzie przyjemna.

Prawdziwą sportową perełką w szczyrkowskim skarbcu jest tutejsze Centrum Rekreacji. Na niegdysiejszych rolniczych terenach powstała trasa służąca dwóm grupom sportowców: zimą funkcjonuje bowiem jako tor narciarstwa biegowego, a latem – jako crossowy tor rowerowy. Ta prosta w zamyśle koncepcja pozwala wykorzystywać potencjał ośrodka przez cały rok. Trasa nie jest zarezerwowana tylko dla zaawansowanych narciarzy; odnajdą się na niej także ci stawiający pierwsze kroki w dziedzinie narciarstwa biegowego. Centrum Rekreacji organizuje też różne imprezy sportowe – może to robić, bo spełnia odpowiednie wymogi Międzynarodowej Federacji Narciarskiej oraz Polskiego Związku Kolarskiego. Dzięki temu odnajdą się tutaj również profesjonalni sportowcy. Może znalazłyby się marudy, które uważają, że zbyt wiele zielonych terenów „oddało życie” na potrzeby tego ośrodka. Ale na pewno byłyby w mniejszości. Bo przecież ile znaczy Centrum dla promocji sportu i aktywnego spędzania wolnego czasu, ale także dla wizerunku Szczyrku i całego regionu! A zieleni w okolicach przecież nie brakuje.

Ale Szczyrk jest gotowy podbić więcej niż tylko swój region. Kwitnie tu Centralny Ośrodek Sportu, połączony z Ośrodkiem Przygotowań Olimpijskich. Kompleks przygotowuje kadry sportowców na największe igrzyska świata. Baza jego stanowisk sportowych jest imponująca: znajdziemy tu krytą pływalnię, korty tenisowe, boiska do siatkówki i gier zespołowych, a także skocznie narciarskie – kompleks „Skalite” i skocznię im. Adama Małysza. A to jeszcze nie wszystko. Nie bez powodu COS-OPO umieszcza się w czołówkach tego typu ośrodków w Polsce. Kompleks zdecydowanie zapracował sobie na tę opinię. Ale w jego skład wchodzi jeszcze jeden element, coś, co nie każdemu kojarzy się ze sportem (a niektórym osobom może nawet kojarzyć się z jego unikaniem). Mowa tu o kolejce linowej, która wozi turystów na Skrzyczne. Ortodoksyjni górscy piechurzy raczej jej unikają, ale mimo to cieszy się ona sporą sławą – mnóstwo osób korzysta z tego uproszczonego sposobu dostania się na szczyt. Cały ośrodek sportu jest otwarty do odpłatnego korzystania dla każdego, kto tylko zechce się tam zapuścić.

 

Sportowcy są zawsze mile widziani w Szczyrku. Jeśli jesteś jednym z nich, to nie pożałujesz odwiedzin w tym mieście. Ono jest stworzone dla osób takich jak ty. Tak więc śmiało. Czuj się zaproszony.

 

Kompletowania stroju narciarskiego ciąg dalszy

Jeśli przeczytałeś już artykuł o podstawowych elementach narciarskiego stroju, to wiesz już czego potrzebujesz, aby wyruszyć na stok. Ale to niekoniecznie wszystko. Możesz – a nawet powinieneś – uzupełnić ten zestaw o jeszcze parę dodatków, które zwiększą komfort i bezpieczeństwo jazdy. Przyjrzyjmy się im trochę dokładniej.

Kurtki narciarskiej nie zakładasz oczywiście na samą koszulkę. Pod nią powinieneś mieć jeszcze warstwę ocieplającą. Najlepiej w tej roli sprawdzi się polar. Wybór odpowiedniego nie jest aż tak skomplikowany jak wybór kurtki czy spodni. W zasadzie wystarczy jeśli skupisz się na tym, żeby miał on dość wysoką stójkę pod szyją (na narty dobrze sprawdzi się golf), był wygodny i po prostu przyjemnie się go nosiło. W końcu w czasie jazdy pozostaje on blisko ciała, dlatego ważne jest, żebyś czuł się w nim komfortowo. W polarze możesz poruszać się poza stokiem, kiedy przygotowujesz się do jazdy lub robisz sobie przerwę – wystarczająco ochronisz się przed zimnem, a przy tym odetchniesz na chwilę od najgrubszej warstwy ubrań, jaką jest kurtka.

Pod polarem dobrze jest mieć sportową bieliznę, która odprowadzi wilgoć, zatrzyma ciepło, a przy tym nie będzie krępować ruchów. Bielizna dla narciarza powinna być przystosowana do noszenia w dużym zakresie temperatur, szczególnie tych poniżej zera. Możesz wybrać według swoich preferencji czy wolisz koszulkę z krótkim czy z długim rękawem, pod warunkiem, że w krótkim rękawku nie zmarzniesz. Getry oczywiście muszą sięgać kostek, a najlepiej obejmować także stopę. Jeśli dopiero pierwszy raz wybierasz się na narty i nie wiesz, czy polubisz ten sport, a przy tym nie chcesz wydać zbyt wiele na strój, to zamiast specjalnej sportowej bielizny możesz wybrać zwykłą koszulkę z bawełny dobrej jakości (chociaż, oczywiście, bielizna sportowa zapewnia dużo większą wygodę). Podobne reguły obowiązują przy wyborze skarpet; jeśli chcesz się zaopatrzyć w porządne sportowe skarpety, to warto poszukać takich, które są odpowiednio wyprofilowane i zapobiegają powstawaniu otarć. Takie profesjonalne skarpety powinieneś potem zakładać tylko na narty, ponieważ dostosowują się one do kształtu stopy i buta. Możesz też wybrać zwykłe ciepłe zimowe skarpety, ale pamiętaj, żeby były wystarczająco wygodne, dość miękkie, a także żeby zapewniały stopom dobrą wentylację. Niezależnie od tego na jaki rodzaj skarpet się zdecydujesz, powinny one być dość wysokie – muszą sięgać wyżej niż koniec getrów.

Uzupełnieniem stroju są szalik i czapka. Może być jednak tak, że nie będziesz ich potrzebować. Szalik staje się zbędny, jeśli jeździsz w polarze z wysokim golfem i kurtce z ciasnym zapięciem pod szyją. Czapka zaś nie przyda się osobom, które zdecydowały się jeździć w kasku (chociaż możesz się w nią zaopatrzyć i nosić ją jako zamiennik kasku poza stokiem, w trakcie przygotowań do jazdy lub przerwy). Ich wybór zależy już w stu procentach od gustu narciarza; firmy odzieżowe prześcigają się w produkowaniu czapek o jak najbardziej fantazyjnych kolorach, wzorach i kształtach. Czapka jednak nie może być luźna, aby w czasie jazdy nie spadała z głowy. Powinna też zakrywać uszy, które na zimnie i wietrze mocno marzną. Co do szalików, to dobrze sprawdzi się komin – masz w nim pewność, że na stoku nie rozplącze się i że go nie zgubisz. Niektórzy narciarze jeżdżą też w chustkach, które da się zawiązać pod szyją, w typie arafatek lub bandanek. Chustki mają tę zaletę, że możesz je zawiązać także na twarzy, aby osłonić nos i usta – docenisz tę cechę przy większej śnieżycy. Cokolwiek wybierzesz, pamiętaj, żeby żadna z takich części ciała, jak głowa, czoło, uszy i szyja nie były narażone na zimno i wiatr. Nie chcesz przecież wrócić z pierwszego wyjazdu na narty po jednym dniu, i to z przeziębieniem.

Na deser możesz sprawić sobie kilka gadżetów. Przydatnym będzie ściereczka do gogli; możesz kupić ją w sklepie ze sprzętem narciarskim (albo, jeśli nosisz okulary, wykorzystać ściereczkę, której używasz do nich), ale możesz także poszukać kurtki, która będzie miała ją wszytą w którejś z wewnętrznych kieszeni. Jeśli masz wrażliwe na zimno ręce, zainwestuj w cienkie grzejące rękawiczki, uszyte specjalnie do noszenia pod rękawicami. Takie rękawiczki ściśle przylegają do dłoni, ale nie ograniczają ruchu palców. W sezonie zimowym możesz je znaleźć nawet w działach odzieżowych w marketach. Możesz sprawić sobie też tzw. „kółeczko”, na którym wiesza się skipass lub karnet. Przyczepia się je do zamka w kurtce (zwróć uwagę, czy masz w swojej kurtce zamek, do którego da się w ogóle przyczepić takie kółeczko). Te i inne dodatki tego rodzaju nie są niezbędne, ale nie są też drogie – zaopatrz się w nie, jeśli uważasz, że mogą się przydać.

Uzbrojony w najważniejsze informacje dotyczące kompletowania ubioru na narty, ruszaj na poszukiwania swojego wymarzonego stroju. Odwiedź każdy sklep, jaki masz w zasięgu, obejrzyj każdy towar, jaki tam znajdziesz, nie ustawaj w poszukiwaniach, póki nie dokonasz wyboru. I wybierz mądrze. A potem ciesz się spokojną i wygodną jazdą.

 

Narciarzu, trenuj cały rok

Nie da się ukryć – w Polsce dużo trudniej jest być narciarzem niż, na przykład, w Norwegii lub we Włoszech. Warunki do uprawiania tego sportu mamy przez tylko kilka miesięcy w roku. Z tego powodu wielu narciarzy-amatorów podejmuje aktywność fizyczną tylko w sezonie, przez pozostałe miesiące siedząc w domu. No właśnie, siedząc. Bo spory odsetek z nas prowadzi siedzący tryb życia, co jest przecież zabójcze dla zdrowia i kondycji. Jeśli jednak zimą planujemy wybrać się na narty, musimy ten tryb życia jak najszybciej zmienić.

Ostatni dzwonek do ruszenia się z krzesła przed rozpoczęciem sezonu narciarskiego rozbrzmiewa półtora miesiąca przed planowanym wyjazdem. Taka ilość czasu wystarczy, żeby obudzić uśpione mięśnie. Amatorom jeżdżącym na nartach rekreacyjnie pomoże już samo wprowadzenie aktywności fizycznej do grafiku. Należy postawić tu na dyscypliny sportu wymagające przede wszystkim intensywnej pracy nóg, takie jak bieganie, jazda na rowerze (tak, po śniegu też da się jeździć rowerem!), trekking, a nawet taniec czy jazda konna. Nie zaszkodzą też spacery, przynajmniej półgodzinne: warto wygospodarować na nie czas po obiedzie lub – jeśli tylko jest to możliwe – zastąpić nimi dotychczasowy sposób dostawania się do pracy. Spacery nie mogą jednak zastąpić ćwiczeń, mogą jedynie być do nich dodatkiem. Ruszać się powinniśmy minimum trzy razy w tygodniu, ale najlepsza, oczywiście, będzie codzienna aktywność.

Osoby preferujące bardziej intensywną jazdę powinny ułożyć sobie bardziej rozbudowany plan treningowy. Typowy narciarski trening można podzielić na trzy zasadnicze części: ćwiczenie wytrzymałości, siły i zręczności. Każda z nich pomaga wzmocnić cechę, która jest niezbędna w jeździe na nartach.

Wytrzymałość jest bazą, na której budujemy całą resztę cech. Bez odpowiedniej kondycji ciężko jest wytrzymać na stoku dłużej niż kilka zjazdów, gorzej idzie także pilnowanie odpowiedniej pozycji w trakcie jazdy. Najlepiej zbudują ją takie dyscypliny sportu, jak jazda na rowerze, pływanie lub bieganie.

Dzięki treningom siłowym wydajniejsza stanie się praca mięśni, a zmienny stan podłoża na stoku przestanie być wyzwaniem. Największą siłą muszą odznaczać się mięśnie nóg, ale to nie znaczy, że pozostałe części ciała można zaniedbać; wręcz przeciwnie, energii musi nabrać każdy mięsień. Niezbędne będą tutaj ćwiczenia siłowe, takie jak klasyczne pompki, przysiady czy podciąganie na drążku. Skuteczne będą też wizyty na siłowni.

Zręczność wiąże się z koordynacją ruchową, stabilnością i elastycznością mięśni. Ciało musi nauczyć się szybko i skutecznie reagować na decyzje narciarza, nie przyprawiając go przy tym o skurcze lub ból w mięśniach na następny dzień. Cechę tę wykształcą ćwiczenia bardziej intensywne, angażujące całe ciało. Sprawdzą się tutaj na przykład tenis i squash, ale także skakanka i treningi z przeskokami przez przeszkody. Stabilność, a przy tym poprawną sylwetkę, poprawią ćwiczenia wzmacniające mięśnie grzbietu i brzucha.

Ta różnorodność nie powinna dziwić. W końcu narciarstwo jest sportem, który angażuje całe ciało i wymaga od niego rozmaitych zachowań. Narciarz musi być przygotowany na zmienne warunki pogodowe, nieoczekiwane elementy terenu do pokonania, upadki (i odpowiednie ich przeprowadzenie), a poza tym na to, że na stoku nie będzie sam, ale wśród innych zjeżdżających, o różnych umiejętnościach i refleksie. Nigdy nie wie kiedy będzie musiał wykonać gwałtowny manewr albo po prostu się przewrócić. Słowem – musi być gotowy na wszystko.

Ale aktywność fizyczna to nie jedyny gwarant dobrej kondycji. Równie ważnym czynnikiem jest tutaj dieta. Codzienny jogging nie będzie zbyt wiele wart, jeśli w trakcie biegu będziemy popijać słodkie napoje, a na obiad zamawiać pizzę. Nie potrzeba tu specjalnego programu żywieniowego. Wystarczy postawić na klasyczne zdrowe odżywianie. Chude mięso, ciemne pieczywo, świeże owoce, orzechy, mało cukru, dużo białka, jeszcze więcej warzyw – to zestaw, który zna każde dziecko. Odpadają fast foody i mrożonki, słodycze, słone przekąski i tłuste potrawy. Tyle wystarczy, by nie zaburzyć skuteczności treningów i po prostu poczuć się zdrowiej.

W specjalistycznych książkach i w internecie można znaleźć wiele gotowych planów treningowych dla narciarzy. Korzystanie z nich nie jest niczym złym, ale nic nie zastąpi konsultacji z trenerem personalnym. Szczególnie jeśli doskwierają nam jakieś choroby lub poważne kontuzje – w takich przypadkach korzystanie ze źródeł znalezionych na własną rękę może nie skończyć się najlepiej. Z wszystkiego należy korzystać, ale z zachowaniem należytej ostrożności. Jeśli ciało zaczyna dawać sygnały, że trening wypływa na nie źle, trzeba od razu go posłuchać i wybrać inne ćwiczenia.

Nie zaniedbuj swojego organizmu. Nie wskakuj w buty narciarskie bez odpowiedniego przygotowania, jeśli mięśnie nie są gotowe na tak duży wysiłek. Nie chcesz przecież skończyć wypadu na narty z kontuzją. Zacznij się o siebie troszczyć już dziś!

Moda na szaleństwo czyli freeride w Szczyrku

W Szczyrku rozgościła się jakiś czas temu nowa grupa sportowców. To narciarze uprawiający freeride, czyli ekstremalną odmianę jazdy na nartach. Badają górskie bezdroża, poszukując kolejnych zastrzyków adrenaliny. Tutaj znajdują je w kompleksie Czyrna-Solisko.

Ale czym właściwie jest freeride? Niewtajemniczonym wyjaśniamy, że tak nazywa się alternatywną formę narciarstwa, uprawianą poza wytyczonymi trasami. Zjazdy nie należą do najprostszych; narciarz nie może tutaj być pewien terenu, tak jak na ubitych stokach, nie raz musi wykonywać skoki i krótkie loty, kończące się lądowaniem na nieznanym gruncie. Narciarz zabierający się za tę dyscyplinę musi więc posiadać niemałe umiejętności i sporo refleksu. Freeride dostarcza jednak niesamowitych emocji, jakich trudno szukać w tradycyjnym narciarstwie. Nic dziwnego, że w końcu także w Polsce zaczął zyskiwać coraz więcej zwolenników. 

I coraz więcej z nich dociera do Szczyrku. Zwabieni zapewne przez ogrom tutejszego ośrodka narciarskiego i dziewiczość okalających go gór, opuszczają przygotowane trasy, by sprawdzić, czy znajdą się tu dla nich jakieś atrakcje. Znajdują się. W ilościach większych niż oczekiwane; ponoć tereny Skrzycznego i okolic zapewniają niezliczone możliwości zjazdowe. Jednak to nie samo Skrzyczne cieszy się największą popularnością wśród freeride’owców, ale jego mniejszy brat, Małe Skrzyczne. To tutaj można znaleźć najliczniejsze i najciekawsze naturalne trasy. Ponoć dobrze jest rozejrzeć się po tym terenie w towarzystwie jednego z tutejszych narciarzy. To skuteczny sposób na uzyskanie sprawdzonych informacji o przebiegu i jakości linii oraz o niespodziankach, jakie się tam kryją. Odbiera to jednak dreszczyk emocji, obecny przy samodzielnym przeszukiwaniu stoków. A przecież właśnie o ten dreszczyk chodzi w całej zabawie.

Tym, którzy nie przepadają za zapuszczaniem się na dzikie trasy bez żadnej informacji na ich temat, nieco podpowiemy. Miłośnicy freeride’u lubią badać szlaki wzdłuż „Golgoty” w rejonie Soliska, trasy bardzo popularnej, ale i trudnej. Teren jest tu stromy, ale i dość lesisty; narciarz musi wykazywać się tu dużą spostrzegawczością i skupieniem, co skutkuje spowolnieniem całej jazdy. Prędkości można nabrać nieco niżej, tam, gdzie Golgota zaczyna kierować się do Malinowa. Tutaj las staje się rzadszy, a nachylenie nadal jest całkiem spore. Po dotarciu na dół nietrudno dotrzeć do dolnej stacji wyciągu, który zabierze nas z powrotem na Małe Skrzyczne; wystarczy trzymać się wytyczonej tutaj ścieżki. Atrakcje czekają też na ekstremalnych narciarzy nieco wyżej, wzdłuż trasy na Julianach. Las, który trzeba tu pokonać, jest o wiele mniej gęsty, ale i stok staje się tutaj mniej stromy. Ta linia także kończy się na dróżce wiodącej pod wyciągi.

 

Interesujące zjazdy można też znaleźć wzdłuż prawego brzegu trasy położonej w innej partii kompleksu SON, „Bieńkuli”. Aby się z nimi zapoznać, narciarz musi przenieść się do Czyrnej. Tutejsze tereny są dość zróżnicowane – na stromych stokach potrafią znienacka pojawić się polany, gdzieniegdzie natkniemy się także na wzniesienia wprost stworzone do niskich lotów. Bieńkula i jej okolice wymagają jednak bardziej intensywnych badań, żeby móc skorzystać z wszystkich jej uroków. To propozycja dla cierpliwych i obdarzonych dobrą orientacją w terenie.

Stoki Kopy Skrzyczeńskiej aż proszą się o dziki zjazd.

Ale najwięcej adrenaliny zapewnia zjazd z Kopy Skrzyczeńskiej. Niełatwo do niego dotrzeć, bo jest nieco oddalony od górnej stacji kolejki na Małym Skrzycznem (większego kawałka drogi nie da się pokonać zjeżdżając), a i niełatwo go pokonać. Często ciężko jest tu z widocznością, a i sam zjazd sprawi problem, jeśli trasa nie została przykryta odpowiednio grubą warstwą śniegu. Drzew jest tu niewiele, a sam stok jest całkiem stromy. Po drodze natykamy się na zagajnik, ale ominięcie go nie powinno być wyzwaniem. Dalej narciarza czeka już prosta droga leśną trasą do Malinowa. Wart spenetrowania jest zresztą cały ten wycinek stoku między Małym Skrzycznem a Kopą. Głodny wrażeń freeride’owiec znajdzie tu całą kolekcję szalonych tras, które aż proszą się o przejazd.

 

Szczyrkowski ośrodek oczywiście na tym się nie kończy. Tras do freeride’u możemy z powodzeniem szukać także wśród innych tutejszych szczytów. Wokół stoków Skrzycznego kryje się kilka ciekawych szlaków, jeszcze dzikszych niż te na Małym Skrzycznem. Z tych najbardziej dziewiczych trudniej jest się jednak dostać z powrotem do wyciągów. Jeśli jednak jesteśmy gotowi na dłuższe spacery, to warto zapuścić się także w te rejony. W końcu co to za wizyta w Szczyrku, jeśli nie zjechało się ze szczytu najwyższego z tutejszych wzniesień? 

Freeride w praktyce.

Wybierając się do Szczyrku, musimy być czujni. Szczyrkowski Ośrodek Narciarski położony jest w dość wysokich partiach Beskidów. Może się zdarzyć, że na niższych wysokościach nie uświadczymy ani płatka śniegu, a tutaj trafimy na gęste opady. Żeby nie puścić dobrej okazji do wyśmienitych zjazdów, trzeba pilnie śledzić prognozy pogody oraz internetowe kamerki, na żywo ukazujące stan interesujących nas stoków. Na stronie internetowej www.szczyrkowski.pl znajdziemy zarówno takie kamerki, jak i aktualne informacje dotyczące warunków pogodowych na stoku. Warto skorzystać z tej pomocy, żeby z jednej strony nie przegapić dobrego dnia na zjazdy, a z drugiej – nie wyprawić się w góry na darmo.

 

Freeride dąży do wolności, do ucieczki z wyznaczonych tras i poszukiwania własnych szlaków. Nie ma tu miejsca na gotowe drogi, do których każdy ma dostęp. Freeride goni za czymś więcej – odkrywczością, oryginalnością, przełamywaniem schematów. Dlaczego by nie spróbować przełamać ich na szczyrkowskich trasach? Powodów brak. Szczyrk zaprasza do przekraczania granic.

Spanie w górskim stylu w Szczyrku

Absolutną klasyką noclegów w górach są schroniska. Przytulne drewniane chatki, położone zwykle na wierzchołkach wzniesień, przyjmą pod swoje strzechy każdego zmęczonego turystę. Każdy wędrowiec przynajmniej raz powinien odwiedzić taką kwaterę. Na szlakach przebiegających przez Szczyrk i jego najbliższe okolice natkniesz się na kilka schronisk. Wykorzystaj to: wyznacz sobie jedno z nich jako punkt początkowy lub pośredni swojej wyprawy, albo potraktuj je jako bazę wypadową dla krótszych tras. Naciesz się prostym życiem górskiego wędrowca.

Schronisko na Skrzycznem.

Na początek możesz zrezygnować z nocowania w którymś z licznych szczyrkowskich pensjonatów, zmieniając go na pobyt w Schronisku PTTK Skrzyczne. Jest to najwyżej położone beskidzkie schronisko, ale dostać się do niego nie jest trudno. Znajduje się ono bowiem jedyne 200m od górnej stacji kolejki linowej, wożącej turystów ze Szczyrku na szczyt Skrzycznego. To wyśmienita baza do wycieczek po okolicznych szczytach: Klimczoku, Baraniej Górze, Malinowskiej Skale, czy też w stronę Przełęczy Salmopolskiej i Trzech Kopców Wiślanych. Jest dokąd wędrować. Możesz też spędzić noc w tym miejscu, jeśli następnego dnia planujesz wyruszyć w podróż wcześnie rano; w takim przypadku będzie to dużo lepsza opcja niż nocleg w mieście. Zimą schronisko poleca się przede wszystkim narciarzom. W końcu Skrzyczne jest częścią tutejszego kompleksu narciarskiego. Ceny noclegów zaczynają się od 55zł za osobę, ale przy dłuższych pobytach schronisko przewiduje dla swoich gości zniżki. Istnieje też możliwość nocowania we własnym namiocie i korzystania z mediów w schronisku za 12zł od osoby.

 

Noclegi oferuje również schronisko na Klimczoku. Znajduje się ono już na terenie Bielska-Białej, ale sam Klimczok leży niedaleko Skrzycznego. Ma ono nieco dłuższą historię niż schronisko na Skrzycznem. Powstało jeszcze w wieku XIX, po imieniu właścicielki przejmując swoją nazwę – „Klementynówka”. PTT przejęło je po drugiej wojnie światowej. Z Klimczoka otwierają się ścieżki prowadzące do północnej części Beskidu Śląskiego. Na stoku przy schronisku znajduje się wyciąg orczykowy – nie za długi, bo długości raptem 500m, ale wystarczający, by móc się cieszyć jazdą na nartach wśród szczytów gór, w mniejszym tłumie niż w obleganym szczyrkowskim ośrodku. W schronisku na Klimczoku przenocujemy za 25-40zł, nie licząc drobnych opłat miejscowych i za pościel. Dla grup zorganizowanych, które są tutaj mile widziane przez cały rok, przewidziane są zniżki.

 

Schronisko znajdziemy również na Szyndzielni, nieco dalej na północ od Klimczoka. Jest to najstarsze schronisko w Beskidach. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest odmienne od pozostałych schronisk. Tym, co je wyróżnia, jest jego budowa – z kamiennej bryły wystrzeliwuje w niebo szpiczasta wieżyczka. Niegdyś zorganizowano w niej stację meteorologiczną. Zresztą cała okolica schroniska była kiedyś bardzo rozbudowana; w piwnicach umieszczono winiarnię, obok budynku stworzono skocznię narciarską i tor saneczkowy, a także skalny ogródek. W 1957 roku dobudowano tu drugie skrzydło, mieszczące kuchnię i jadalnię. Dzisiaj jest jednym z najbardziej obleganych schronisk w Beskidach; jego sława nie blaknie. Ciągle można się tu natknąć na rzesze turystów, wypoczywających na tarasie lub przekąszających coś w jadalni. Koszt noclegu dla jednej osoby mieści się tu w przedziale od 23zł do 32zł (pościel w cenie). W przypadku grup zorganizowanych powyżej dwunastu osób opiekun nocuje gratis. 

Schronisko PTTK Szyndzielnia i jego alpejska wieżyczka.

Odbijając od Szyndzielni na zachód, znajdziemy kolejne schronisko, na Błatniej. Nie jest to tym razem wytwór rąk Polaków, ale Niemców. W 1926 roku postawili je członkowie Towarzystwa Przyjaciół Przyrody „Naturfreunde” z Aleksandrowic. W czasie drugiej wojny światowej uległo ono zniszczeniu – stacjonujące tu wojska niemieckie postanowiły użyć materiałów uzyskanych z budynku do budowy umocnień polowych. Zniszczonym schroniskiem zajęło się później PTT, by jeszcze w 1945 roku oddać je do użytku. W późniejszych latach było kilkukrotnie przebudowywane i unowocześniane. Obecnie powraca do swojej dawnej sławy, znów goszcząc licznych turystów pod swoim dachem. A gości ich za cenę 25zł za miejsce w pokoju wieloosobowym i 70zł za nocleg w „dwójce”, jakkolwiek przy dłuższym pobycie ceny można negocjować. 

Schronisko na Błatniej.

A to jeszcze nie wszystkie beskidzkie schroniska. Kolejne znajdziemy na przykład w Wiśle-Czarne, na Przysłopie, a dalej w Zwardoniu, na Równicy i na Stożku. Nic tylko wędrować, od jednego do drugiego. Nie czekaj. Spakuj plecak i ruszaj w trasę.

Nie tylko sportem Szczyrk żyje

Szczyrk to jedno z tych beskidzkich miast, o których chyba każdy słyszał. Wymieniamy je myśląc o górach, nartach czy pieszych wycieczkach. Górscy bywalcy wiedzą, że przebiega tu kilka szlaków turystycznych, że znajduje się tu wiele tras narciarskich, i że zawsze znajdzie się tu jakieś gościnne miejsce na nocleg, zarówno w sezonie, jak i przez resztę roku. Jednak mało kto potrafi powiedzieć, co możemy zobaczyć w samym mieście. Co wyróżnia Szczyrk pośród pozostałych popularnych górskich kurortów? Co możemy tutaj zwiedzić, odkryć, zobaczyć? Zapuśćmy się na chwilę do samego miasta i rzućmy okiem na jego atrakcje.

Docierając do Szczyrku, zwykle lądujemy na jego centralnym szlaku – ulicy Beskidzkiej. Chociaż bywa przeładowana samochodami, to jednak warto poświęcić trochę czasu na przespacerowanie się wzdłuż jej biegu. Usadowiło się tu mnóstwo góralskich knajpek, sklepików z regionalnymi pamiątkami (obowiązkowym towarem każdego kramu są oczywiście ciupagi, kolorowe góralskie chusty w kwiaty i rzeźbione w drewnie ozdoby), serwisów narciarskich oraz turystycznych pensjonatów. Co krok napotykamy stragany z oryginalnymi górskimi wyrobami, przede wszystkim z oscypkami – oryginalnymi, „nieoszukanymi” owczymi serkami, specyficznymi w kształcie i smaku, serwowanymi na surowo lub z grilla, solo bądź w towarzystwie żurawiny. Wizyta w górach nie jest kompletna, jeśli nie zje się chociaż jednego z tych przysmaków.

Od ulicy Beskidzkiej możemy odbić w stronę Placu świętego Jakuba, przyozdobionego cieszącą oczy fontanną i ławeczkami, zachęcającymi do spędzenia na nich chociaż paru chwil. Plac został dość niedawno wybudowany w miejscu dawnego dworca autobusowego. Ma pełnić rolę miejskiego deptaka i trzeba przyznać, że sprawdza się w niej znakomicie. Strudzeni turyści znajdą na nim chwilę odpoczynku, niedzielni spacerowicze odsapną tu po tygodniu pracy. Chętnie bawią się tu i jeżdżą na rolkach szczyrkowskie dzieci. Plac łączy się bezpośrednio z mocno uczęszczaną ścieżką rowerowo-pieszą, biegnącą wzdłuż rzeki Żylicy. Ścieżka ta ma jednak służyć nie tylko rowerzystom – zimą chętnie korzystają z niej także sportowcy uprawiający narciarstwo biegowe. Ciągnie się ona od Urzędu Miasta, obok placu i skoczni „Skalite”, aż do Centralnego Ośrodka Sportu. Trasa jest bardzo przyjemna, nie da się nią szybko znużyć.

Szczyrk może pochwalić się także kilkoma perełkami architektury sakralnej, o którą w tym mieście naprawdę się dba. Najważniejszym miejscem kultu religijnego jest tutaj Sanktuarium Matki Boskiej Szczyrkowskiej „Na górce”. Zostało ono wybudowane w miejscu, gdzie w 1894 roku dwunastoletniej dziewczynce miała objawić się Maryja. Podobno podczas budowy kościoła z pobliskiej skały wytrysnęło cudowne źródło; obecnie kryje się ono w Grocie Matki Boskiej. Jednak za najciekawszy zabytek architektoniczny Szczyrku uznaje się inną świątynię, a mianowicie Sanktuarium Św. Jakuba – najstarszy tutejszy kościół. Wybudowany ponad dwa wieki temu, został zmodernizowany w latach 1937-1939. W 2011 został też wyniesiony do rangi Sanktuarium. W środku wciąż można podziwiać oryginalny wystrój z 1800 roku (uwagę zwracają przede wszystkim chrzcielnica i ambona), a także wspaniały wizerunek patrona świątyni, namalowany na początku XVII wieku.

 

W centrum miasta, przy Żylicy, znajdziemy też uroczą murowaną kapliczkę, datowaną na okolice roku 1830. Zwie się ją kapliczką u Walczaków, od nazwiska właściciela roli, na którym została postawiona. Niegdyś w tym miejscu odbywały się msze święte, prowadzone przez jezuickich misjonarzy, którzy w tych rejonach prowadzili działalność chrystianizacyjną. Dźwięk jej dzwonu odzywał się dawniej na ostatnie pożegnanie mieszkańców Szczyrku. Niedawno kapliczka została pięknie odnowiona i aż prosi się o odwiedziny.

 

Miłośnikom sztuki na pewno przypadnie do gustu Beskidzka Galeria Sztuki. Chlubi się ona byciem największą prywatną galerią sztuki współczesnej w tej części Polski. Poza stałą wystawą prac zaprzyjaźnionych artystów organizuje ona liczne koncerty, warsztaty, wykłady i inne kulturalne imprezy. Każda artystyczna dusza z pewnością wyjdzie stąd oczarowana.

 

Już po tym krótkim przeglądzie lokalnych atrakcji możemy stwierdzić, że Szczyrk to nie tylko miejsce dla sportowców. Otwiera on swoje ramiona także dla pozostałych turystów, szukających w mieście chwili wytchnienia, kontaktu z kulturą, czy po prostu tej atmosfery – swojskiej, radosnej, gościnnej, wręcz wymarzonej na wakacyjny wyjazd. Ciebie także na pewno oczaruje. Wystarczy, że dasz mu na to szansę.

 

Linki:

http://www.mojeurlopy.pl/upload/object/1284/images/4aba7fb325a046a5f440bda37f0e2f73.jpg

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/Szczyrk.2.jpg

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/5e/Kapliczka_Szczyrk_431.JPG

Szczyrk – atrakcje, co zobaczyć

Szczyrk to jedno z tych beskidzkich miast, o których chyba każdy słyszał. Wymieniamy je myśląc o górach, nartach czy pieszych wycieczkach. Jednak mało kto potrafi powiedzieć, co możemy zobaczyć w samym mieście. Co wyróżnia Szczyrk pośród pozostałych popularnych górskich kurortów? Co możemy tutaj zwiedzić, odkryć, zobaczyć? Zapuśćmy się na chwilę do miasta i rzućmy okiem na jego atrakcje.

Docierając do Szczyrku, zwykle lądujemy na jego centralnym szlaku – ulicy Beskidzkiej. Wzdłuż niej znajduje się mnóstwo góralskich knajpek, sklepików z regionalnymi pamiątkami (obowiązkowym towarem każdego kramu są oczywiście ciupagi, kolorowe góralskie chusty w kwiaty i rzeźbione w drewnie ozdoby), serwisów narciarskich oraz turystycznych pensjonatów. Co krok napotykamy stragany z oryginalnymi górskimi wyrobami, przede wszystkim z oscypkami – oryginalnymi, „nieoszukanymi” owczymi serkami, specyficznymi w kształcie i smaku, serwowanymi na surowo lub z grilla, solo bądź w towarzystwie żurawiny. Chociaż ulica Beskidzka bywa przeładowana samochodami, to jednak warto poświęcić trochę czasu na przespacerowanie się nią.

Od ulicy Beskidzkiej możemy odbić na Plac świętego Jakuba, przyozdobiony cieszącą oczy fontanną i ławeczkami, zachęcającymi do spędzenia na nich paru chwil. Plac został wybudowany w miejscu dawnego dworca autobusowego. Ma pełnić rolę miejskiego deptaka i trzeba przyznać, że sprawdza się w niej znakomicie. Strudzeni turyści znajdą na nim chwilę odpoczynku, niedzielni spacerowicze odsapną tu po tygodniu pracy. Plac łączy się ze ścieżką rowerowo-pieszą, biegnącą wzdłuż Żylicy. Ścieżka ma jednak służyć nie tylko rowerzystom – zimą chętnie korzystają z niej także sportowcy uprawiający narciarstwo biegowe. Ciągnie się ona od Urzędu Miasta, obok placu i skoczni „Skalite”, aż do Centralnego Ośrodka Sportu.

Szczyrk może pochwalić się także kilkoma perełkami architektury sakralnej. Najważniejszym miejscem kultu religijnego w mieście jest Sanktuarium Matki Boskiej Szczyrkowskiej „Na górce”. Zostało ono wybudowane w miejscu, gdzie w 1894 roku dwunastoletniej dziewczynce miała objawić się Maryja. Podobno podczas budowy kościoła z pobliskiej skały wytrysnęło cudowne źródło; obecnie kryje się ono w Grocie Matki Boskiej. Jednak za najciekawszy zabytek architektoniczny Szczyrku uznaje się Sanktuarium Św. Jakuba – najstarszy tutejszy kościół. Wybudowany ponad 200 lat temu, został zmodernizowany w latach 1937-1939. W 2011 stał się też Sanktuarium. W środku wciąż można podziwiać wystrój z 1800 roku.

Miłośnikom sztuki przypadnie do gustu Beskidzka Galeria Sztuki. Chlubi się ona byciem największą prywatną galerią sztuki współczesnej w tej części Polski. Poza stałą wystawą prac zaprzyjaźnionych artystów organizuje ona liczne koncerty, warsztaty, wykłady i inne kulturalne imprezy. Każda artystyczna dusza z pewnością wyjdzie stąd oczarowana.

Szczyrk to nie tylko miejsce dla sportowców. Otwiera on swoje ramiona także dla pozostałych turystów, szukających w mieście chwili wytchnienia.